W ubiegłym roku podczas pobytu w Ameryce Południowej miałam okazję mieszkać przez dwa tygodnie w starożytnej stolicy Inków – Cusco.
Oczywiście jak na wygłodniałą podróżniczkę niemal codziennie odwiedzałam tamtejsze restauracje wegańskie, wegetariańskie i te zwyczajne mające w swoim menu w 100% roślinne opcje.
Moje serce zdecydowanie podbiła jedna z nich – Green Point. Poza tym, że jest całkowicie wegańska, produkty w niej wykorzystywane są ekologiczne i zarówno podczas gotowania jak i podawania posiłków używane jest wyłącznie szkło, drewno i stal nierdzewna. Zero plastiku i aluminium.
Restauracja posiada dwie lokalizacje z nieco różniącymi się menu. Jedna z nich, mniejsza i później założona, połączona jest ze sklepem i piekarnią gdzie możliwy jest zakup roślinnego mleka, serów na bazie orzechów, pieczywa, przypraw i innych delicji 😉 Druga, większa posiada bogatsze menu, a kilkaset metrów od niej także znajdziemy podobny sklep należący do tych samych właścicieli.
Nasza pierwsza wizyta w Green Point miała miejsce 2 dni po przyjeździe do Cusco. Gotowaliśmy się na niezłą wyżerkę, ale ceny w menu nieco nas przystopowały. Na polskie warunki były całkiem niezłe, lecz w Peru były one zdecydowanie wygórowane. Postanowiliśmy to jednak jakoś przełknąć, no bo podczas pobytu w Ameryce Południowej nie co dzień, a nawet nie co tydzień trafialiśmy na restaurację tego typu.
Tego dnia spróbowaliśmy samosy z warzywnym wnętrzem, sałatką i przepysznych sosem, zweganizowane, peruwiańskie danie – smażony ryż chaufa z nie tak oczywistym dodatkiem w postaci smażonych pierożków momo. Na deser przepyszny sernik z nerkowców i sosem truskawkowym. Nie wiem jak to się stało, ale niestety nie mam zdjęcia tych potraw L odsyłam Was do profilu restauracji na happycow lub tripadvisor.
Nasza kolejna wizyta odbyła się w godzinach porannych w celu spróbowania śniadaniowych opcji restauracji. Wybraliśmy kawę – jedną z mlekiem z orzechów brazylijskich, drugą z migdałowych. Do jedzenia – bezglutenowe gofry w akompaniamencie sałatki owocowej domowej „nutelli” i dżemu truskawkowego oraz tostowany chleb z maca i chia z masłem orzechowym i dżemem z marakui.
Zdjęcie niestety niezbyt wyraźne, ale jak widać wygląda to ciekawie i stanowi odmianę (niekoniecznie korzystniejszą) dla typowego podróżniczego śniadania (chleba z dżemem, owoców, owsianki i orzechów).
Trzecią i ostatnią wizytę w Green Point zaplanowaliśmy po 3 dniowej wyprawie w góry i intensywnym trekkingu na Machu Picchu. Oznacza to, że nie mieliśmy żadnych hamulców w zamawianiu dań. Wybór padł na deskę serów, grill dwa dwojga, zielone smoothie, a na deser tort czekoladowy z lodami i espresso.
Przystawka w postaci serów podana została z niesamowitymi sosami i domowym chlebem z oliwkami.
Danie główne to podawany na gorąco grill składający się z opiekanych cukinii, pomidorów, ziemniaków, bananów, grzybów, cebuli, pomarańczy i wegańskich chorizo! Niesamowicie pyszne!
Jak wspomniałam jedzenie jest niesamowite, lecz restauracja ma kilka minusów:
– powolna obsługa – i na pewno nie chodzi mi o to, że są leniwi i olewają klientów! Jest ich po prostu zbyt mało, zwłaszcza w godzinach wieczornych.
– ceny – nieco drogo jak na Peru, miejsce zdecydowanie w większości przeznaczone dla turystów. Gdy rozmawiałam na temat tej restauracji z osobą mieszkającą w Cusco od urodzenia, dowiedziałam się, że jest tam po prostu drogo i przeciętny Peruwiańczyk nie może pozwolić sobie na takie koszta częściej niż raz na rok, bez względu na to czy to restauracja wegańska czy nie.